Przystępując do tego biegu byłem po najbardziej intensywnym treningowo miesiącu (w lipcu przebiegłem ponad 180km), po całkiem już niezłym Nocnym Półmaratonie we Wrocławiu. Ponieważ na maraton celowałem w tempo 5:40min/km (czyli na złamanie 4h), a półmaraton wydawał się realny w tempie 5:00min/km (czyli na 1h45min), to wykoncypowałem, że te 30km przebiegnę w tempie 5:20min/km (czyli średnia arytmetyczna pomiędzy tempem maratońskim i półmaratońskim).
Trasa biegu to miało być 10x3km po Parku Szczytnickim. Pozornie niewdzięczna formuła, ale akurat tego dnia okazało się to być zaletą. Jeden punkt z napojami w okolicach startu mety mijało się dziesięciokrotnie, co w sytuacji, gdy temperatura powietrza zbliżała się do 30oC było zbawienne. Sytuacji pogodowej nie poprawiało znacząco to, że biegliśmy po parku - temperatura i tak robiła swoje.
1-15km
Ruszyliśmy punktualnie o 9. Nawet nie zacząłem zbyt mocno - 1.km w 5:16min/km. Kolejne kilometry dość podobnie i choć na 4.km przyspieszyłem do 5:00min/km, to pierwszą piątkę skończyłem w tempie 5:16min/km. Na tym etapie podłapałem niedużą grupkę, która biegła podobnym tempem i z nią przebiegłem kilka następnych kilometrów. Niestety na którejś pętli grupka się rozsypała przy punkcie z wodą. Kolejna piątka również w bardzo przyzwoitym tempie, zgodnie z pierwotnymi założeniami, w okolicach 5:20min/km. Na tym etapie poniósł mnie mentalny optymizm, bo już wyobrażałem sobie, że w takim tempie dobiegnę do mety, a może nawet uda mi się zbliżyć ponownie do 5:15min/km. Jednak rozpoczęta właśnie kolejna piątka była pierwszą weryfikacją moich przerośniętych ambicji. Choć nic szczególnego się nie wydarzyło i dalej czułem się względnie dobrze tempo spadło w okolice 5:30min/km. Złapałem jeszcze towarzysza biegu z poprzedniej grupki i udaje mi się biec jego tempem.16-25km
Po 15km nie jestem w stanie dalej łatwo utrzymać jego tempa i puszczam. Wiem, że jestem dopiero w połowie drogi, a zupełnie nie wiem, jak organizm zachowa się poza dystansem półmaratońskim, szczególnie w taką pogodę. Tempo wyraźnie spada, aby na 4. odcinku 5km wynieść 6min/km. Jest gorzej, ale jeszcze nie jest źle i mam nadzieję, że w takim tempie dotrę do mety. Niestety czy to rosnąca temperatura czy ogólne ujechanie coraz bardziej mnie dobijają i od 20 do 25k tempo spada do 6:30min/km, choć cały czas jeszcze biegnę.26-29km
Po 25km mam już wszystkiego dosyć. Głowa nie wytrzymuje i przechodzę do marszu. Na kolejnych kilometrach potwierdzi się, to co wiele osób mówi - jak raz odpuścisz, to przegrałeś. Próbuję biec, ale ogólne ujechanie i kondycja mentalna są takie, że tempo ostatnich 4km uprawianych Gallowayem to 7:20min/km (tak 4km, bo ostatecznie okazało się, że bieg miał ok.29km). Osoby, które mnie wyprzedzają zachęcają do biegu, ale jakoś nie potrafię ruszyć na dobre.Meta
W ten oto sposób, biegiem z malejącą prędkością (takie przeciwieństwo BNP) docieram na metę w czasie ponad 2h52min, co daje miejsce w ok.3/4 stawki. W sumie dobrze, że nie było pełnych 30km, bo sam nie wiem, czy zmieściłbym się w 3h.Pogoda daje znać o sobie, bo na mecie wciągam bez zmrużenia 3l izotoniku i potrzebuję chwili, aby odsapnąć i zebrać się do domu.
Sama impreza, choć kameralna (na metę dobiegło 168 osób), to zorganizowana bardzo sprawnie - elektroniczny pomiar czasu, punkt z wodą, nagrody dla zwycięzców. I to wszystko za darmo. Na pewno bardzo dobra propozycja i bardzo dobry sprawdzian dla osób szykujących się do wrocławskiego maratonu we wrześniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz