sobota, 11 czerwca 2016

Tak było w 2015: 3. Nocny Półmaraton Wrocław

Nocny Półmaraton we Wrocławiu, rozgrywany w sobotę, 19.06.2015r, był moim 2. półmaratonem w 2015 i 2. co do ważności startem w 2015. Po całkiem udanym Półmaratonie Ślężańskim i mocno przepracowanym czasie od marca do czerwca liczyłem na udany występ. Życiówka miała być bezdyskusyjna, otwarte było pytanie o ostateczny wynik. Choć faktycznie ustanowiłem życiówkę niepobitą do dzisiaj, to sam bieg w moim wykonaniu był raczej przeciętny. Ale pierwsze problemy zaczęły się tydzień wcześniej.


Buty

Buty to jakaś moja zmora. Na tydzień przed półmaratonem w trakcie treningu pojawił się ból lewej stopy. Szybka diagnoza wskazywała na kończące się buty. Taka sama sytuacja jak 8 miesięcy wcześniej przed półmaratonem w Legnicy. Szybka wizyta w Decathlonie i stałem się szczęśliwym (tak mi się wtedy wydawało) posiadaczem pierwszych w życiu Asicsów. Problemy ze stopą zniknęły, jak ręką odjął, Został mi tydzień chodzenia i kilka treningów, aby te buty rozbiegać.

Logistyka

Logistyka przed takimi zawodami nie jest prosta. Najpierw trzeba odebrać pakiet. Padło na odbiór w sobotę, w trakcie Uniwersytetu Dzieci moich pociech. Na szczęście z Politechniki na Stadion Olimpijski nie jest daleko, a do tego są stacje rowerów miejskich. Tym sposobem niezauważalnie dla rodziny udało się odebrać pakiet.
Jak już ma się pakiet, trzeba dojechać na start. W tym roku jechałem z kolegą Tymoteuszem. Niestety wyjechaliśmy za późno i o 20.00 utknęliśmy w korku na pl.Dominikańskim. Szybka decyzja - zostawiamy tam samochód (akurat było jedno jedyne wolne miejsce), przebieramy się i jedziemy tramwajem na start. Na start docieramy 20.45, nie ma więc czasu na żadną rozgrzewkę czy skupienie przed startem.

Start

Ustawiłem się w swojej strefie (poniżej 1h50min). Czas na ostatnie (i pierwsze zarazem) ćwiczenia rozciągające i obmyślanie taktyki na bieg. Czy konserwatywnie na 1h50min, czy ambitnie na 1h45min. Postanawiam od początku atakować 1h45min (czyli tempo ok.5min/km) - stwierdzam, że w sprzyjających okolicznościach jest to możliwe.

1-6km

Ruszamy. Na początku tłok, ale i tak 1.km udaje się poniżej 5min/km. Takie tempo na początku nie sprawia problemu, bo szybkie treningi biegam wyraźnie szybciej. Na kolejnych kilometrach robi się bardziej komfortowo - ludzi dalej jest mnóstwo, ale mogę spokojnie biec swoim tempem. Kolejne kilometry oscylują między 4:50min/km a 5min/km, czyli z lekkim zapasem. Przychodzi 6km. Czy to dlatego, że zobaczyłem kolegę, czy z innych powodów przyspieszam do 4:40min/km, by zaraz poczuć, że jednak przeszarżowałem.

7-15km

Na 7km odcina mnie. Już wiem, że tym tempem nie dobiegnę do mety. Kolejne kilka kilometrów upłynie mi na walce umęczonego organizmu z trasą. Tempo spada w okolice 5:10min/km, a tętno grubo powyżej 160bpm. Zgodnie z planem ok.11km, w okolicach punktu z wodą, wciągam żel, ale problemem nie jest brak energii, ale ogólne ujechanie. Kolejne kilometry mijają na przekonywaniu siebie, że z tego biegu da się jeszcze coś uratować.

16-21km

Na 16km jest ze mną najgorzej. Tymczasem dobiegam do Mostu Pokoju, a tam jeden z wielu tego wieczoru występów. Ale to miejsce (muzyka i efekty świetlne) robi na mnie niesamowite wrażenie. Zapominam o trudach biegu i udaje mi się przyspieszyć. Choć cały 16km wypada mi najsłabiej w całym biegu (5:30min/km), to moje tempo na kolejnych kilometrach wzrasta. Dobiegam do Mostu Grunwaldzkiego, na którym akurat jak przez niego przebiegam gaśnie światło i leci muzyka w stylu Rocky'ego (nie jestem sobie w stanie przypomnieć co to jest). Głowa zmusza nogi do utrzymania tego przyzwoitego tempa. Sprawę ułatwia będąca coraz bliżej meta. Jeszcze ciężko jest na Norwida, 2km do mety. Ale później już z górki, przynajmniej mentalnie.

Meta

Na metę docieram w czasem nieco ponad 1h48min, co oczywiście jest życiówką i da mi upragnione pierwsze połówki we wszystkich klasyfikacjach. To mocno poprawia moje samopoczucie i ocenę biegu, bo sam przebieg jest raczej niezbyt godny pochwały.
Odnajdujemy się z Tymoteuszem, który również nabiegał rekord życiowy. Ale w przeciwieństwie do mnie zaczął dość konserwatywnie, by wykosić konkurencję na 2. połówce. Może i mi tak się kiedyś uda. Wciągamy makaron i szczęśliwie łapiemy ostatni tramwaj, który zawiezie nas do naszego samochodu. Na szczęście, aby wygrać samochód nie musimy czekać na losowanie.

Buty dały radę, dobiegłem z życiówką, ale mimo niemłodego wieku wciąż zachowuję się jak nieokrzesany młodzian i gnam od startu. Może z czasem przyjdzie umiejętność zastosowania tego doświadczenia w kolejnych startach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz