Pierwsza katastrofa - bieg
O moim biegu szkoda pisać zbyt dużo. W skrócie - do 10km dotarłem w zakładanym tempie 5:10min/km. Po 10km po raz kolejny pasmo uniemożliwiło mi bieg, więc kolejne 11km przeszedłem. Przez miesiąc przed biegiem walczyłem z kolanem, zaniedbując pasmo. Kolano dało radę, pasmo nie.Gdybym wcześniej mógł zejść z trasy, to zrobiłbym tak, ale mój transport był przy starcie, a poza tym biegłem dla Karolinki, więc i tak musiałem dojść do mety. W sumie przebycie całości zajęło mi ponad 2.5h, czyli najsłabiej spośród moich półmaratońskich startów.
Druga katastrofa - organizacja
Półmaraton we Wrocławiu spotkał się z niezwykłą popularnością wśród biegaczy. Na 3 miesiące przed zawodami nie było już żadnego z 9000 pakietów, a rzucony awaryjnie dodatkowy tysiączek rozszedł się w 2h. To cieszy, ale mam wrażenie, że impreza padła ofiarą własnej popularności. Może nie było jakiś spekakularnych wpadek, ale nagromadzenie potknięć w impezie tej rangi, z takimi ambicjami, traktuję jako katastrofę dla niej samej.Pierwszy problem - strefy. Miał być start strefowy, a jakby ich nie było. Ustawiłem się na końcu swojej strefy (zielonej, do 1h50min), aby nie być zawalidrogą dla szybszych zawodników. Gdy zaczęliśmy iść w stronę startu okazało się, że to jednak nie koniec, tylko ciągle dochodzą kolejne osoby. W końcu zacząłem biec, a biegnąc swoim tempem (ok.5:10min/km) zacząłem wszystkich wyprzedzać. Rzut oka na numery i wszystko jasne - to była już kolejna, wolniejsza strefa. Ktoś czegoś na starcie nie dopilnował i się wszystko pomieszało. Do 10km, do którego biegłem swoim tempem w zasadzie wyprzedzałem mijając pomarańczowe numery. Zielonych numerów z mojej strefy było jak na lekarstwo.
Problem drugi - trasa. Miała być atrakcyjna, ale sam nie wiem, czy ul. Ślężna albo Powstańców Śląskich są jakąś szczególną atrakcją Wrocławia. Ale to mniejszy problem. Większym problemem była przepustowość trasy. Na Piłsudskiego, czy późnej przy pl.Dominikańskim było nad wyraz wąsko. O komfortowym biegu nie było mowy. A jak już szedłem, to wyraźnie czułem, że przeszkadzam. Niestety nie dało się inaczej.
Problem trzeci - atrakcje dodatkowe. Półmaraton miał dać zawodnikom możliwość spotkania z muzyką poważną. Nie wiem na ile dla innych w trakcie biegu jest to atrakcja, ale ja się skupiam na biegu. Ale żeby to jeszcze zadziałało. Dopóki biegłem w ogóle nie widziałem występujących muzyków. Dopiero jak zacząłem iść, to dostrzegłem te miejsca, ale wciąż ich nie słyszałem. W porównaniu do ubiegłego roku, gdzie w dwóch miejscach przygotowane występy dały mi realnego "kopa" w tym roku wypadło to blado. Również zapowiadane zorganizowane oświetlenie Urzędu Wojewódzkiego dostrzegłem tylko dlatego, że tam szedłem.
Problem czwarty - kolejki. O ile strefa mety wydawała się być przygotowana na przyjęcie takiej liczby zawodników, jaka biegła, o tyle miasteczko biegowe, a szczególnie punkty z jedzeniem najwyraźniej już nie. Kolejki, które tam zobaczyłem skutecznie mnie zniechęciły do skorzystania z oferty organizatora i tym bardziej bez większego żalu wróciłem do domu. Wiem, że prawie 10000 osób, ale wierzę, że się da, bo w Półmaratonie Ślężańskim zupełnie tego nie doświadczyłem.
Mimo tych problemów wiem, że będę tutaj za rok. Urok wieczornego biegania po bliskich mi okolicach robi swoje i raczej nie pozbawię się tej przyjemności. Mam tylko nadzieję, że organizatorzy wyciągną wnioski z tegorocznych niedociągnięć.
Ktoś mógłby się zastanawiać co może zrobić chore dziecko. Ba! Samo dziecko pewnie jest przekonane, że nic nie może, a tu się okazuje, że jest ono dawcą siły dla kogoś potrzebującego.
OdpowiedzUsuńDzięki mojej Weronice kolega rzucił palenie.