sobota, 23 lipca 2016

Tak było w 2015: Citytrail onTour Wrocław

Citytrail onTour to letni cykl biegów na dystansie 5km organizowany w ciągu dwóch lipcowych tygodni w 10 miastach w Polsce. W 2015r, w dniu 29.07 zawitał również do Wrocławia, tradycyjnie do Lasku Osobowickiego. Wystartowałem i biorąc pod uwagę wszystko co wydarzyło się wcześniej wynik o 1s lepszy od osobistego rekordu na tej trasie to bardzo dobry rezultat.


Moja droga na start

Bieg zaczynał się o godzinie 19, więc cały dzień był przede mną. Do tego urlop, na którym muszę zająć się starszymi dziećmi. I wyszło, że mam wywieźć je do babci 50km od domu. Padło na podróż rowerem. Punkt 8. ruszyliśmy. Plan był, aby dotrzec do babci ok.15, następnie miałem wrócić pociągiem do domu i spokojnie pojechać na bieg.
Z planu najmniejszych problemem okazało się przejechanie 50km na rowerze z dziećmi. Pogoda dopisała (bez upału, wiatru i deszczu), dzieciaki też były dzielne, ale mimo wszystko złapaliśmy godzinne opóźnienie w stosunku do pierwotnego planu (co znaczyło m.in., że jeden pociąg uciekł).
Szybki obiad i pora na podróż powrotną. Udałem się na stację rowerem, aby wciąść do ostatniego pociagu umożliwiającego dotarcie na bieg praktycznie na ostatnią chwilę. Wszystko szło dobrze do ostatnich 5km podróży, gdzie okazało się, że pociąg ze względu na problemu z trakcją dalej nie pojedzie przez bliżej nieokreślony czas. Bez chwili zastanowienia wysiadłem na stacji, na której zatrzymał sie pociąg i popedałowałem do domu. Oj czułem te 50km w nogach. Z jednej strony musiałem się spieszyć, z drugiej nie mogłem gonić jak szalony, bo liczyłem na dobry rezultat w biegu.
Dotarłem do domu późno i wydawało się, że nie ma sensu jechać, bo nie zdążę. Na szczęście zachęcony przez Żonę pojechałem. Zostało mi tylko jeszcze przebić się przez przejazdy kolejowe pozamykane na okoliczność uwolnionego już ruchu kolejowego. Tym nie mniej dotarłem na miejsce po oficjalnej godzinie zamknięcia biura zawodów, na szczęście była jeszcze kolejka i bez problemu odebrałem numer.

Te skromne 5km

Po takiej dawce emocji, jak już miałem numer startowy poczułem wielkie UFFF. Miałem wrażenie, że najważniejszy wyścig tego dnia już się skończył, a miałem przecież jeszcze wziąć udział w biegu. Tak ze mnie zeszło powietrze, że nawet porządnej rozgrzewki nie zrobiłem, a i nie za bardzo miałem nia nią czas.
Przyzwyczajony, że we Wrocławiu pomiar jest wg czasu netto stanąłem sobie spokojnie z tyłu stawki. Zastanawiałem się, jak nogi poniosą po tych ponad 55km na rowerze, więc postanowiłem dodać sobie animuszu wyprzedzaniem (przynajmniej na początku trasy). Szans na życiówkę na 5km raczej nie było, ale chciałem powalczyć o jak najlepszy rezultat i jak najwyższą pozycję.
Jak zawsze w Citytrail punktualnie, o 19 dano znak do startu. Tempo od początku wyraźnie poniżej 5min/km. Czułem w nogach trud całego dnia, ale na szczęście dawały radę nieść wyraźnie poniżej 5min/km. Tempo i tętno cały czas stabilne. Na 4km nieznacznie zwolniłem, by na ostatnim kilometrze wyraźnie przyspieszyć. O dziwo nawet nieszczególnie się ścigałem z innymi - po prostu miałem w nogach, płucach i serduchu siłę, aby na koniec przycisnąć. Bardzo to było miłe, mimo że końcówka już nieco bolała.
Finalnie wpadłem na metę z czasem netto lepszym o 1s od mojego rekordu na tej trasie. Niestety później się okazało, że klasyfikacja była wg czasu brutto, więc kilka sekund straciłem. Dało to miejsce w pierwszej połówce OPEN (ale poza pierwszą setką), ale niestety wśród mężczyzn czy w kategorii wiekowej tradycyjna druga połówka klasyfikacji. Urwę minutę i będę tam, gdzie chciałbym być.
Na mecie medal i arbuz. Czytałem, że arbuz na mecie jest fajny i tutaj mogłem się przekonać, że rzeczywiście tak jest. Mam nadzieję, że w letnich biegach więcej organizatorów zastosuje ten patent.

Zawody jak to zazwyczaj w wykonaniu ekipy Citytrail sprawnie i bez wpadek. Nie zmienia tego faktu moje gapistwo co do pomiaru czasu. Jeśli tylko w czasie wakacji będę w domu jest to pozycja obowiązkowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz