Impreza 5km od domu. Nie mogłem go przepuścić. Tym bardziej, że ustawialiśmy z kolegami na wspólny bieg.
Po półmaratonie w Legnicy sporo czasu poświęciłem na rozciąganie obolałego pasma. Efekt był taki, że na 2 dni przed półmaratonem zrobiłem 5km w tempie 4:44min/km. Byłem dobrej myśli.
Pakiet odebrałem dzień wcześniej (mówiłem, że to tylko 5km od domu?). Start o 11, więc początek rozgrzewki w domu o 10, wyjazd wspólnie z kolegą o 10.30, o 10.40 stoimy na linii startu (5km autem to 5min jazdy). Pamiątkowa fotka z resztą znajomych i czas ustawiać się do biegu. Cel: 5:10min/km.
1-16km
Zaczynamy trochę za szybko (1km w 5min/km), później stabilizujemy tempo, ale od początku nie jest mi lekko. Trasa płaska, wiatr nie dokucza bardzo, temperatura komfortowa, a jednak czuję w nogach te 21km sprzed tygodnia. W tempie zbliżonym do 5:10 docieramy wspólnie do 13km. Na 12km mam pierwszy kryzys, ale pojawiają się nieliczni na tej trasie zagrzewający do biegu kibice. Wymieniamy się oklaskami, zapominam o problemach i biegniemy dalej razem z kolegą. Niestety, na 13km nie ma mnie kto poratować i odpuszczam mojego towarzysza biegu. Biegnę dalej i staram się za dużo nie tracić - wciąż jest szansa na 1h50min. Na 15 i 16km odzyskuję wigor i wracam do tempa poniżej 5:10min/km. Powoli zbliżam się do końca 16km. Tutaj niespodzianka - czeka na mnie cała moja rodzina i głośno kibicują. Fajna chwila :). Pasmo jakoś szczególnie nie doskwiera.17-21km
Mijam znak końca 16km i czuję wyraźne, mocne, znane mi ukłucie w nodze. Znowu pasmo! Postanawiam nie zarzynać nogi i przechodzę do marszobiegu. Kolejne kilometry mijają mi powoli. Po 18km doganiają mnie dwaj koledzy, z którymi robiłem fotę przed startem. Jak inni zachęcają mnie do biegu, ale nie chce umęczyć nogi. Na ostatnich kilkuset metrach ponownie widzę całą rodzinę - dzieciaki znowu drą się w niebogłosy. Wg zegarka zostało 200m i 50s do 2h. Mimo bolącej nogi postanawiam zawalczyć o 2h. Mimo mocnego finiszu czas brutto ponad 2h. Ale netto 1h59min58s :).Meta
Po finiszu padam na ziemię, ale szybko się ogarniam. Odbieram medal, następnie z rodziną idę na do miasteczka biegowego na pasta party, które okazuje się być zupą pomidorową z ryżem. Lubię, więc nie narzekam. Dzieciaki zajmują się atrakcjami, które przygotował organizator. Nie ma tych atrakcji dużo, ale i innych dzieci też nie ma dużo, więc moje dobrze się bawią. Odnajduję się z kolegami - okazuje się, że wszyscy nabiegali życiówki. Jeszcze tylko odbiór dyplomów, fota od organizatora i czas do domu. Ok.13.30 melduję się po domem.Kolejna udana kameralna (300 osób) impreza. Podobnie jak przed tygodniem nie mam uwag, niczego mi nie zabrakło. Super spisali się moi kibice - chciałbym kiedyś pobiec w ich towarzystwie po życiówkę czy jakiś inny godny uwagi wynik.
Dzień później procentuje praca z całego tygodnia i decyzja o oszczędzaniu nogi. O ile po półmaratonie w Legnicy dochodziłem do siebie 3 dni, o tyle teraz dzień później nie ma śladu. To bardzo dobrze, bo już w następny weekend duathlon na Śniadanie Mistrzów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz