sobota, 20 lutego 2016

Tak było w 2015: ostatni bieg Citytrail 2014/2015

W naszej rodzinie biegam i startuję głównie ja. Moja Żona, jak sama mówi, ciągle zaczyna biegać, a startować nie lubi. Dzieci chętniej odpowiadają na zaproszenie do startu, ale rzadko zdarza się tak wszystko poukładać, aby mogły wystartować. Ale 28 marca 2015 był dniem wyjątkowym - na starcie ostatniego biegu z cyklu Citytrail 2014/2015 stanęła cała moja rodzina, a ja kibicowałem, robiłem zdjęcia i opiekowałem się, czyli ogólnie wszystko, czego zazwyczaj na zawodach nie robię :).


Biegi dziecięce

Dwójka starszych dzieci miała już swój debiut biegowy za sobą, ale dla dwójki młodszych był to ten pierwszy raz. Chłopaki startowali razem, w najniższej kategorii wiekowej. Przed biegiem na pewno nie zdawali sobie sprawy, w co tata ich wmanewrował - interesowało ich wszystko, tylko nie bieg. Plan był taki, że mieli biec razem. Niestety zaraz po starcie najmłodszy w wirze walki upadł i cały jego animusz uleciał razem z uciekającą grupą. Jego brat tak się tym przejął, że nie zamierzał go opuszczać. Dopiero gdy najmłodszy się uspokoił przy mamie, starszy zdecydował się pobiec do przodu. Dzięki temu dotarł do mety sam, niezmęczony, w bardzo dobrym humorze. Nie można tego powiedzieć o najmłodszym, który werwy nie odzyskał do mety, a do niej dotarł tylko dzięki osobistemu dopingowi mamy.
Występ starszej dwójki to start bez większej historii. Stanęli na starcie, uniknęli problemów, dotarli do mety i odebrali zwyczajowe lizaki. Ale przy tym wszystkim dobrze się bawili i uśmiech nie znikał im z twarzy, a o to przede wszystkim chodziło.

Bieg główny

Dla mojej Żony, podobnie jak dla najmłodszych, był to debiut. Start planowany był od początku roku, a jak się później okazało, był to najważniejszy (bo jedyny) start w 2015. Dzięki temu, że decyzja o starcie zapadła 3 miesiące wcześniej moja Żona, chcąc jak sama mówiła uniknąć kompromitacji, w dniu startu miała za sobą najbardziej regularne biegowe 3 miesiące.
Plan na bieg był prosty - spokojnie ustawić się w końcówce stawki i złamać 35 minut. Dzięki Endomondo miałem szanse na bieżąco śledzić jak idzie wykonanie planu.
Stanęliśmy z dzieciakami na 200m po starcie i zagrzewaliśmy Żonę/mamę do biegu. Jak nas minęła, zostało mi tylko Endo. A tam (a więc i na trasie) działy się rzeczy niestworzone, nawet biorąc poprawkę na błąd pomiaru GPS. Kilometr otwarcia poniżej 6min! Drugi kilometr nieco słabiej, ale 3. znowu poniżej 6min. Tak szybko moje szczęście jeszcze nie biegało :D. 4 i 5km były w okolicach 6:30min, co ostatecznie złożyło się na czas poniżej 32min30s!
Na mecie Żona potwierdziła to co widać bylo na Endo, że 4 i 5km były najtrudniejsze. Do tego dodała, że zasadniczo dobrze, że mnie, jako głównego inicjatora jej startu, tam wtedy nie było, bo to nie skończyłoby się dla mnie dobrze :). Ale na mecie, z medalem na szyi, z takim czasem złość uleciała i została tylko satysfacja.
Dobrze, że w Lesie Osobowickim jest mały placyk zabaw - po tym jak mama przebiegła dzieciaki straciły zainteresowanie biegiem i nawet komunikaty o poczynaniach mamy nie były w stanie wzbudzić w nich ponownego zainteresowania tematem. A tak mieli kolejną atrakcję tego dnia, tym większą, że ktoś zaczął rozpalać tam ognisko.

To był udany poranek :)

Wracaliśmy do domu w dobrych humorach. Z zastrzeżeniem, że młodsi z nadmiaru wrażeń i zmęczenia jak tylko samochod ruszył, to usnęli :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz